niedziela, 17 czerwca 2012

Rozdział IV

Rozdział IV
Ana
Minął prawie tydzień od kiedy Rena znowu ze mną zamieszkała i w bardzo szybkim czasie zadomowiła się w moim mieszkaniu. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby nie fakt, że zajęła większość szafy swoimi ubraniami. Niestety nie przewidziałam paru rzeczy. W sumie wiedziałam, że Rena prowadzi hulaczy tryb życia i kiedyś mi to nie przeszkadzało, jak do domu sprowadzała codziennie różnych ludzi. Mieliśmy w tedy swoje pokoje i salony w których lubiliśmy bywać i najczęściej nic nie było słychać, co się dzieje za ścianą. Teraz kiedy mieszkamy we dwie w małym mieszkanku, jest to nie do pomyślenia, a jednak to zrobiła.
Pięć dni po tym jak się wprowadziła, udałam się z Renem do kina na film, który grali późno i do domu wróciłam około dwunastej. Przed blokiem pożegnałam się chłopakiem i weszłam na klatkę. Tam spotkałam sąsiadkę z tego samego piętra, która nigdy nie żywiła do mnie sympatii, spojrzała się na mnie i zaczęła coś mówić o nierządzie, przemocy i sektach. Nie zrozumiałam o co jej chodzi i udałam się do mieszkania. Jeszcze nie zdążyłam otworzyć drzwi, jak uderzył mnie słodki zapach krwi. Weszłam do środka i szybko zamknęłam drzwi, by sąsiadka nie mogła nic dojrzeć. W moim ( i już Reny) pokoju zastałam ją w moim (i już też jej) łóżku z jakimś chłopakiem. Co robili chyba nie trudno zgadnąć, nie dość że odbywała z nim właśnie stosunek, to jeszcze chłeptała z niego krew.
- Musiałaś koniecznie robić to tutaj? – Spytałam ją, włączając światło i rzucając torebką o podłogę, by zrobić mały hałas, żeby zwróciła na mnie uwagę. 
Odwróciła się gwałtownie, jakby się mnie nie spodziewała. Rozszerzyła swoje wielkie czerwone oczy strasznie sapiąc, z ust spływała jej świeża krew, którą zaczęła zlizywać. Nie chciałam na to dłużej patrzeć, więc zgasiłam światło i odwróciłam się w strone drzwi wyjściowych.
- Idę do Rena, a ty masz tu wszystko posprzątać i pozbyć się go, albo jego ciała. – Trzasnęłam drzwiami. 
Na korytarzu zastałą tą samą sąsiadkę, która udawała, że właśnie chciała wyrzucić śmieci. Spojrzałam na nią gniewnie i szybko uciekła do swojego mieszkania. Tą noc spędziłam u Rena, tłumacząc się jego matce, że u mnie w domu była dezynsekcja i się jeszcze nie wywietrzyło. Na szczęście mi uwierzyła. Wytłumaczyłam Renowi co zrobiła Rena, jednak nie wziął tego na poważnie.
- Cóż, w takim razie my nie możemy być gorsi. – Uśmiechnął się łobuzersko i wtulił się we mnie, zaczynając mnie obmacywać. 
Nie w głowie były mi teraz amory, więc go zepchnęłam z łóżka, okryłam się kołdrą i odwróciłam twarzą do ściany. Poczułam jak kładzie się koło mnie i przytula mnie. Nic już nie powiedziałam, udałam że śpię i czekałam, aż on sam zaśnie. Nie mogłam jednak spać. Nie to, że było mi nie wygodnie, bo jego łóżko jest o wiele lepsze od mojego, po prostu coś mi nie pozwoliło zasnąć. Był to piękny zapach krwi tego chłopaka z którym zabawiała się Rena. Ten zapach spowodował, że obudziło się we mnie uśpione pragnienie tego boskiego nektaru. Odwróciłam się w stronę chłopaka, spał twardo jak kamień. Jego propozycja nagle stała się bardzo kusząca, no i byłaby z korzyścią dla obu stron. On chce być taki jak ja, a ja pragnę jego krwi, czemu by tego nie zrobić. Przecież to takie proste, wystarczy się wgryźć w jego szyję, a reszta sama wyjdzie. Czuję jak moje kły zaczynają mi rosnąć i powoli zbliżyłam się do jego szyi. W głowie rodziła mi się piękna wizja tego co się zaraz miało stać, gdy nagle z transu wybiło mnie szczekanie Muchy. Otrząsnęłam się i szybko położyłam udając, że śpię. Ren zaraz po tym się obudził i poszedł sprawdzić co się dzieje, gdyż nigdy podobno nie szczeka w nocy. Udałam, że też się obudziłam i przetarłam oczy.
- Co się stało? – Spytałam ziewając, co już nie było wymuszone, bo teraz naprawdę zachciało mi się spać. Chłopak stał jeszcze w przejściu i patrzył w stronę kuchni.
- To tylko kot wskoczył na parapet. Wiesz jak ona uwielbia… - Przerwał, kiedy na mnie spojrzał. Zrobił wielkie oczy, ale zaraz po tym się zadziornie uśmiechnął. Pomyślałam, że jak nic tylko kły mi jeszcze wystają i szybko zakryłam usta ręką. – Jak dla mnie możesz tak zostać. – Dodał jeszcze. 
Czyli nie chodziło o kły tylko o coś innego. Rozejrzałam się wokoło i dopiero teraz się zorientowałam, że cały czas koszulka Rena, w której spałam, podniosła się na tyle wysoko, że widać było moje piersi. Szybko złapałam za kołdrę jedną ręką, a drugą złapałam za poduszkę i nią rzuciłam w jego stronę.
- Idiota! – I znowu odwróciłam się do ściany i tym razem poszłam spać. 
Jeśli coś do mnie jeszcze mówił, nie doszło to do mnie.
W trakcie mojego krótkiego snu miałam dziwny sen. Jedyne co z niego pamiętam to błyski fleszy, dźwięk pękających bąbelków wody i czyjś krzyk o pomoc. Nie wiem co to było, ale było dziwne. W trakcie ostatniego błysku obudził mnie Ren, który trzymał mnie za ręce. Kiedy otworzyłam oczy odsunął trochę głowę, jakby się wystraszył mojego wyglądu, ale nadal trzymał mnie mocno za ręce.
- Co ci jest? – Spytał. Był zaniepokojony.
- A co miałoby mi być? – Puścił mnie w końcu. 
Muszę przyznać, że jak na zwykłego człowieka jest bardzo silny, bo na chwilę straciłam czucie w rękach.
- Wołałaś o pomoc. – I podał mi kubek ciepłej herbaty. – Muszę się przyzwyczaić, że twoje oczy zmieniają same z siebie kolor.
- Moje lewe oko zmienia, barwę tylko na kolor biały i tylko kiedy czuję zbliżające się niebezpieczeństwo. – Szepnęłam do niego, by jego matka nie usłyszała i wzięłam łyk herbaty. – Widocznie śniło mi się coś tak dziwnego, że moje ciało aż zareagowało.
- Jak sobie chcesz. Streszczaj się, bo za godzinę zaczynasz lekcję, a mówiłaś podobno, że musisz pogadać z Reną.
Przemilczałam to i tylko kiwnęłam przytakująco głową. Przebrałam się i zjadłam, pożegnałam się z Renem i poszłam do domu. W głowie rodził mi się obraz co mogę zastać w mieszkaniu, jednak miło zostałam zaskoczona. Całe mieszkanie było wysprzątane, pościel świeża i pachnąca oraz nadprogramowo została wyczyszczona klatka Puchacza. Zero śladów, ani zapachów krwi. W kuchni siedziała Rena i jadła swoje śniadanie. Usiadłam naprzeciw niej i sięgnęłam po jabłko, które czekało na mnie na środku stołu.
- Sama to wszystko zrobiłaś?
- Ten koleś co tu był to zrobił. Zagapiłam się i powiększyłam swoją rodzinkę o nowy nabytek. – Mówiąc „rodzinkę” zrobiła w powietrzu cudzysłów. – Nie musisz za nic dziękować. Obiecuję, że nikogo nie będę już sprowadzać do domu.
- Ja też przepraszam. – Powiedziałam to bardzo cicho i ugryzłam jabłko. 
Siostra spojrzała się na mnie pytająco, ale nie odpowiedziałam jej nic. Zegarek pokazywał już siódmą pięćdziesiąt, znowu się spóźnię. Postawiłam owoc na blacie kuchennym, bo i tak je Puchacz zje, złapałam za plecak i wyszłam. Kilka metrów za mną szła Rena. Nie chcę by w szkole gadali o mnie jeszcze większe głupoty niż teraz mówią. Fakt, że jesteśmy siostrami na pewno by w niczym nie pomógł.

***
Dzisiejszy dzień był ponury, cały czas padał śnieg, że przez okna nie było nic widać. Ludzie, którzy akurat przechodzili w tę śnieżycę, wyglądali jak małe czarne punkcik. Że też musi tak padać, kiedy zaraz kończę zajęcia. Ostatnia lekcja to historia, kiedyś mój ulubiony przedmiot, teraz sterta niepotrzebnych wspomnień. A dzisiejsza lekcja była jedną z najnudniejszych. Ferie zbliżają się wielkimi krokami, a oceny zostały już wystawione, dlatego pani profesor postanowiła, że dziś będzie luźny temat i porozmawia z nami o różnych postaciach historycznych. Aż ziewnęłam z nudów, ale tak by psorka tego nie zauważyła. Oparłam brodę o dłoń i patrzyłam się w kierunku nauczycielki, ale nie słuchałam jej. Zaczęłam rozmyślać o tych wszystkich wydarzeniach, jakie miały miejsce w tym tygodniu i o tym co prawie bym zrobiła Renowi. W sumie dlaczego ja mu zabraniam, chce się wpakować w to bagno, a niech ma. Ja będę miała z tego jakąś przyjemność, a on ewentualnie będzie mnie błagał o śmierć.
- Chwila… - Szepnęłam cicho, aż się wyprostowałam i rozejrzałam, chyba nikt nie usłyszał, bo pani profesor akurat dyskutowała z kimś innym. 
O czym ja myślę, przecież to mój chłopak, którego bardzo kocham. Nie powinnam tak mówić, ani myśleć. Spojrzałam na Renę. Siedziała w ostatniej ławce w środkowym rzędzie i drzemała w najlepsze. Widać, że nie tylko mnie urzekł dzisiejszy temat. Wróciłam do swojej pozy myśliciela i patrzyłam się na mapę wystawioną przed tablicą. Za dwa dni moje urodziny. Stara ja by się z tego powodu bardzo cieszyła i zrobiła pewnie jakąś trzy osobową, jeśli Puchacza można nazwać osobą, imprezę. Teraz dla mnie nie ma to znaczenia, czy skończę szesnaście lat czy sześćset sześćdziesiąt cztery. Muszę powiedzieć jeszcze Renowi, żeby nie szykował niczego specjalnego, bo pewnie skończy się na pizzy i jakimś durnym serialu albo filmie w telewizji.
Nagle z transu budzi mnie walnięcie małym kijkiem profesorki o moją ławkę. Spojrzałam się na nią ze zdziwioną miną. Chyba coś do mnie mówiła, dlatego postanowiłam udać, że nie rozumiem.
- Może pani powtórzyć? – Uśmiechnęłam się głupkowato. 
Chyba to nie był dobry pomysł, bo jej groźne spojrzenie przypominało czeluść piekła. Odeszła ode  mnie i walnęła pałką o ławkę Reny.
-Ojcze piekielny, co się dzieje? Koniec lekcji? – Wyprostowała się gwałtownie i przetarła oczy. 
Cała klasa wybuchła śmiechem, ale nauczycielce nie było do śmiechu. To bardzo mściwa kobieta i kiedy ktoś ją zlekceważy, sypie jedynkami na lewo i prawo.
- „Oj Rena jesteśmy w głębokiej dupie…” .

Rena
- „Się przekonamy” – Odpowiedziałam jej.
W sumie nie wiem po co zapisałam się do tej szkoły, chyba tylko dla śmiechu. Ludzie tutaj są spoko i mimo, że naprawdę myślałam, że już koniec zajęć, uznali, że żartuję, by się wybronić. Uwielbiam to stadko owieczek, zrobią wszystko co im powiem. Szkoda, że na nauczycieli to nie działa, albo przynajmniej tylko na tą co właśnie się na mnie dziwnie patrzy.
- Obie panny Han do tablicy. – Wydała rozkaz. 
Spojrzałam się na nią z miną mówiącą, czy sobie ze mnie kpi, ale przegrałam tą bitwę, kiedy zauważyłam, że Ana idzie jak posłuszny piesek do tablicy. Miała spuszczoną głowę i gapiła się na swoje buty. Widać, że nie lubi stawać przed klasą, dostałam kiedyś cynka od jednej z dziewczyn, żebym się do niej nie zbliżała, bo to wariatka. Jak miło słyszeć takie rzeczy o własnej siostrze, ale jeśli mamy działać incognito, muszę się godzić na te wyzwiska i albo robić to co inni, albo udać, że nie istnieje. Ale przecież nie będę robić, to co inni mi każą i będę traktować każdego z osobna tak jak mi się podoba. W przeciwieństwie do niej, ja patrzyłam się prosto  w oczy tej babie.
- Widzę, że świetnie się bawicie na moich lekcjach. Pewnie wiecie o wiele więcej ode mnie, że pozwalacie sobie na niezwracanie na mnie uwagi. W takim razie proszę opowiedzieć klasie o tej postaci o którą pytała wasza koleżanka. – Usiadła przy swoim biurku i pełna dumy patrzyła się na skruszoną Anę. 
Nie była w stanie nic powiedzieć, dlatego postanowiłam zabrać głos pierwsza.
- A czy szanowna koleżanka, może powtórzyć imię osoby  o którą pytała. – Uśmiechnęłam się w stronę klasy. Z samego końca przy ścianie odezwała się, krótko ścięta brunetka.
- Tak, spytałam się o Elżbietę Batory. Czy wiesz coś może na jej temat?
Trochę mnie to pytanie zaskoczyło i widziałam, że Ana też się nie spodziewała usłyszeć tego nazwiska jeszcze kiedyś, że aż podniosła głowę w stronę klasy, a potem spojrzała na mnie błagalną miną. Nie zwróciłam na nią jednak uwagi, widziałam kątem oka jak psorka otwierała już dziennik, by wstawić ocenę, ale tego nie zrobiła.
- Oh, Elżbieta tak? Tak się składa, że bardzo dużo o niej czytałam, więc słucham co konkretnie chcesz wiedzieć? – Widać, że tego psorka się nie spodziewała, bo aż zdjęła z nosa swoje okularki i usiadła w takiej pozie, by mogła mnie wysłuchać.
- Mam tylko jedno pytanie: dlaczego niektóre źródła głoszą, że Elżbieta była niewinna? Przecież wszyscy wiedzą, że wymordowała wiele młodych kobiet. – Spytała brunetka z wielką pasją w oczach.
- Bardzo łatwe pytanie. Otóż… - Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy w moje słowa wtrąciła się Ana.
- Otóż okazało się, że na miesiąc przed jej śmiercią, poprosiła by spisali jej testament. Wszystko przepisała swoim dzieciom oraz przyznała się, że nie była święta, ale nigdy nie przyznała się do zabicia kogokolwiek. Cały testament został spisany i schowany. W dniu kiedy umarła, znaleźli koło niej książkę. Na czystej stronie znaleziono notatkę od Hrabiny: „Gdybym zrozumiała co Darvulina do mnie mówi, nie byłoby mnie tutaj.” – Odpowiedziała Ana.
- Kim jest Darvulina? – Spytała brunetka.
- Nie wiadomo kim ona była. Mówi się, że nakłaniała Hrabinę do różnych dziwnych rzeczy, jeśli wiesz co mam namyśli. – Odpowiedziałam, zanim Ana zdążyła odpowiedzieć. – Jakieś jeszcze pytania? – Rękę podniosła długowłosa blondynka z tapetą na twarzy.
- A ja słyszałam, że podobno ta cała Elżbietka to była wampirem, który kąpał się w krwi dziewic. Czy to prawda, że krew wygładza skórę? – Zaśmiała się do swoich koleżanek i zaczęła kręcić loczki w swoich doczepkach.
- Uwierz mi kochana, ta krew jej tak pomogła, jak tobie te pięć fluidów na twarzy. – Odpowiedziałam jej szybko, żeby nie zapomniała o co spytała. Cała klasa się uśmiała, a nawet Ana pod nosem za hihotała.
- Wypraszam to sobie! – Oburzyła się blondynka.
- Ah przepraszam, pomyliłam się. Trzy nie pięć, bo dwa poddały się grawitacji. – Klasa znowu wybuchła śmiechem.
- Spokój! – Krzyknęła psorka. – Panno Han, proszę przeprosić koleżankę, niewolno naśmiewać się z koleżanek z klasy.
- Przecież przeprosiłam. – Spojrzałam się na nią, pytająco. 
Nie rozumiem jej, mam tej Blondi kupić bombonierkę w przeprosiny? Z resztą nie ważne, jeśli będzie coś do mnie miała, chętnie z nią i jej psiapsiółkami pogadam.
Dzwonek, nareszcie. Chłopaki wybiegli jak konie wyścigowe ze swoich ławek w stronę wyjścia, a za nimi dziewczyny. Na końcu wyszła ta Blond piękność i jej kumpele wymierzając na mnie wzrokiem. Oh czuję, że naprawdę nie będę się tu nudzić.
- Dobra dziewczęta dziś wam się upiekło i stawiam wam po czwórce z minusem, za pyskówkę panny Reny. – Powiedziała profesorka, zmęczona tą lekcją już całkowicie.
Ana podeszła do ławki, zabrała swoje rzeczy i wyszła szybko z sali. Wyszłam zaraz za nią i udałam się do szatni. Widać dziewczyna nie była w nastroju, ale czemu się dziwić. Jak sobie pościelisz tak się wyśpisz, a wspomnienia lubią wracać.
- Nie ładnie jest kłamać, nawet jeśli robi się to w celach edukacyjnych. – Oparłam się o drzwi do naszej szatni, przy których stała.
- A ty nie powinnaś obrażać Gabrieli, to mściwe babsko. – Spojrzała na mnie gniewnie.
- Ktoś w końcu musiał jej powiedzieć, że jeśli chce zostać Miss Universe, musi się ograniczyć z fluidem. – Wzniosłam ramiona do góry i nie przejęłam się tym. 
Obok mnie przeszła właśnie ona i jej koleżanki klony.
- Szmata! – Krzyknęła jedna z klonów specjalnie  po to, bym zwróciła na nie uwagę. 
Widać panienki nie lubią jak się obraża ich liderkę. Postanowiłam się zabawić jeszcze trochę.
- Przepraszam, tak ogólnie to chodzimy razem do klasy, a nawet się nie przedstawiłam. Rena jestem. – Wyciągnęłam rękę do tej co krzyknęła. – Ale dam ci na przyszłość radę, nie krzycz tak głośno swojego prawdziwego imienia, bo jeszcze nauczyciele, poproszą Cię o zmianę imienia w legitymacji. – I odeszłam. Ana zrobiła wielkie oczy i szybko wyszła z szatni, słyszałam jak za mną Gabriela i drugi klon uspokajały tamtą dziewczynę. Chyba z szoku, aż zemdlała, ale miałam już to gdzieś i wyszłam.
Przed wyjściem na jednym ze schodków stała Ana, która wisiała już na szyi Rena. Jakby mogła merdała by ogonem na jego widok. Czasami naprawdę zachowuję się jak tresowany piesek. Mdliło mnie na ten ckliwy obrazek.
- Skończyliście już?
- Zależy czy ty skończyłaś zrażać do siebie już szkołę? – Spytał na odczepkę Ren.
- Ha, ha bardzo śmieszne. Ta szkoła mnie uwielbia. – Wyszczerzyłam się. – Nawet jeśli, nie będę płakać z powodu kilku tam osób, które mnie nie lubią. Nie ważne czy jest ich trójka, trzydziestka czy sześćset pięćdziesiąt. – Spojrzałam się na Anę. 
Ta zaniemówiła i szybko wybiegła ze szkoły. Ren próbował ją zatrzymać, ale wyrwała mu się i pobiegła w przeciwną stronę niż zazwyczaj idzie do domu.
- O co tym razem poszło? – Spojrzał się na mnie z niezadowoloną miną.
- W sumie, ja sama nie wiem. To co się wtedy działo wiedzą tylko dwie osoby. Ta pierwsza właśnie nam uciekła. – Westchnęłam i patrzyłam się na ten tłum dzieciaków wychodzących ze szkoły.
- A ta druga? – Spytał się mnie patrząc w stronę, gdzie uciekła Ana.
- Nie żyje. – Odpowiedziałam. 
Wysępiłam od kogoś papierosa i poszłam się przejść, zostawiając chłopaka samego w niewiedzy.
- „Pamiętaj że grzechy przeszłości zawsze wracają”.