środa, 16 maja 2012

Rozdział II


Rena

Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest żyć i jednocześnie nie żyć? Być cieniem czegoś co istniało kiedyś. Ponad 48 lat temu miałam jeszcze ciało, jednak zły los chciał że umarłam. Może nie tyle co umarłam, bo przecież wampiry nie umierają, co straciłam swoje ciało. Przez ten czas krążyłam razem z moją bliźniaczką czekając na odpowiedni moment w którym byśmy mogły się narodzić z powrotem. Jej się udało, mnie nie, byłam za słaba. Przez ten czas byłam przy niej jako cień, jednak ona mnie nie widziała ani nie słyszała. Kiedy patrzyłam jak dorasta przypomniało mi się nasze pierwsze dzieciństwo, kiedy to zostałyśmy rozdzielone zaraz po narodzinach. Oddali mnie do klasztoru, gdzie miałam później służyć Bogu. Heh, bzdura! Mój los był już od dawna przesądzony, jednak czułam się źle,bo nie miałam czułej opieki jak ona. I kiedy widziałam, jak matka chciała pozostawić ją na śmietniku, pomyślałam że ona nie może tak skończyć. To ja resztkami sił kazałam jej płakać, cofnęłam patrolujących policjantów i to był ostatni raz kiedy mnie słyszała. Byłam na tyle słaba, że nie miałam jak się nawet pożywić. Czekałam aż dorośnie na tyle, żeby nie panikowała. W tym czasie ja zbierałam siły żeby móc jej się objawić i pozyskać jakieś ciało zastępcze. Musiałam na to czekać 16 lat. Trochę dużo, nawet za dużo, a my nie mamy tyle czasu. Ciężko mi z tego powodu, że jedyne co mogę zrobić to siedzieć i patrzeć.
Jest już siódma, więc Ana zaraz powinna pojawić się w łazience. Jako odbicie w lustrze przyglądam się zaspanej dziewczynie. Jej włosy były potargane na wszystkie strony, a resztki wczorajszego makijażu gnieździły się jeszcze w kącikach oczu. Miała zaspane oczy, co było widać po jej ciemnych dołkach pod nimi. O tej porze zazwyczaj jeszcze nic ją nie trapi i żadna myśl ją nie nachodzi, więc teraz mogę wykorzystać okazję i spróbować się z nią skontaktować. Naparłam dłońmi na lustro i próbowałam krzyczeć do niej.
- Ocknij się! Żyjesz w fikcji! To nie jesteś prawdziwa ty! - Dziewczyna spojrzała na mnie. Czyżby mnie zobaczyła? Dzieli nas niewidzialna bariera, ona mnie nie widzi i nie słyszy, ja ją tak.
- To są moje oczy? – Powiedziała ze zdziwieniem Ana, po czym przetarła je. – Zdawało mi się. Więcej nie pije tego świństwa. – I odeszła.
Czyli widziała tylko moje oczy. Ciekawe... bariera się łamie, to dobrze. Trzeba jednak coś zrobić. Mogę z tego wywnioskować, że odzyskałam już tyle siły, że mogę zacząć działać. Głowa, jeśli jakąś mam, mnie boli. Cały czas nawiedzają mnie te koszmarne wizje. A że Ana na razie ich nie dostaje, to tylko dlatego, że ich nie zauważa. Próbuje przypomnieć jej wszystko, pokazując ostatnią chwile naszego życia w czasach powstania i chyba powoli coś z tego wychodzi. 
Zapada noc, trzeba iść na łowy. Budzi się zło i rozpusta na ulicach, to co lubię najbardziej. Na jednej z ulic Warszawskiej Pragi, w tych rejonach gdzie nawet za dnia nie jest dobrze się pokazywać, stoi pod latarnią młoda dziewczyna. Ubrana w czarną mini sukienkę i białą krótką kurtkę ze sztucznego futra, no i te wielkie białe kozaki. Wyzywający makijaż i krótko ścięte włosy farbowane na czerwono plus jej ubiór i to gdzie się znajduje wyraźnie świadczą o tym, że jest prostytutką. Jeśli jedna zniknie z kariery zawodowej to sądzę, że nic się nie stanie. Nie mam ciała, ale za to mogę przybrać postać cienia i w ten sposób się pożywić. Kręcę się wokoło niej powodując, że ona czuje się niepewnie. Niech wie, że jest obserwowana. Kusze ją słodkim głosem, żeby mogła się zrelaksować i w końcu następuje ten moment na który czekałam od tak dawna. Poddała mi się bez oporu i mogłam się wgryźć w nią. Jej krew jest słodka i ciepła, nie ma co, pierwszym posiłkiem trzeba się delektować do końca. Pije tak długo, że dziewczyna zaczyna blednąć, chwilę później traci przytomność, po czym umiera. Teraz kiedy ciało jest wolne mogę w nie wejść. Ciało upada na ziemie, po czym budzę się w nim. Zaglądam w witrynę sklepową i przyglądam się jak to ciało zmienia się w moje. Moje stare rysy twarzy zaczynały wracać, oczy prostytutki teraz były moimi oczami oraz powróciły moje tatuaże na ramionach. Wszystko jest tak jak chciałam. Jednak wiem, że to nie jest moje ciało, ja je ukradłam i dobrze mi z tym mimo lekkiego dyskomfortu, ale powinnam się przyzwyczaić. Nagle ktoś mnie łapie za nadgarstek. Za mną stoi dwóch silnych mężczyzn. Prawdopodobnie jeden z nich to alfons tej prostytutki, a ten drugi , który już rozbiera mnie wzrokiem, to pewnie klient.
- Przestań się już upiększać! Klient i tak nie będzie ci się patrzył na gębę. – Przerwał i spojrzał na moje tatuaże wystające z krótkiego rękawka tego sztucznego futra. – Ja pierdole! Jeszcze tatuaże sobie zrobiłaś?! Popierdoliło cie? A pieniądze skąd wzięłaś? Jeśli się dowiem, że jeszcze coś robiłaś poza robotą masz przejebane. – I uderzył mnie w twarz. Stwierdziłam, że to dobra okazja by nabrać trochę więcej energii, no i zabawić się też. Drugi mężczyzna zabrał mnie do swojej kawalerki, która była bardzo ciasna i nieciekawa. Wszędzie było brudno, szyba w oknie była wybita, tapeta na ścianach była oderwana lub się odklejała i tylko łóżko zachęcało żeby tu zostać. Jak za starych dobrych czasów. Koleś przygląda się mi i zażądał ode mnie bym go zabawiała. Spełniłam jego życzenie, robiąc mały pokaz tego co może mieć. Po małym erotycznym tańcu zupełnie bez muzyki, mężczyzna złapał mnie za nadgarstek i rzucił mną na łóżko. Chciał się od razu do mnie dobrać w najbardziej obrzydliwy sposób, przynajmniej dla niego, jaki zna.
- Haha, kochaniutki nie ze mną te numery! – Odepchnęłam go, co go rozzłościło bardzo i mnie uderzył w twarz.
- Milcz kurwo! Nie ty tu decydujesz, więc rób co ci każe!
- Nie, to ty będziesz robił to co ja ci każe! – Powiedziałam spokojnie patrząc się w dół. Później spojrzałam na niego, a ten odskoczył ode mnie ze strachu. 
- Kim ty jesteś? – Spytał. Jestem przyzwyczajona, że jeśli człowiek ode mnie odskakuje to znaczy, że widzi jak kolor moich oczu zaczyna się jarzyć wściekłą czerwienią, a drugie wypełnia się białym kolorem.
- Ciii…spokojnie. Nic ci nie grozi już. – Pogłaskałam go po twarzy, patrząc mu głęboko w oczy. Potem zaciągnęłam go do łóżka, gdzie po za wspaniałym seksem, jakiego od dawna nie miałam, dostałam kolejną porcję świeżej krwi, a moja moc wzrosła jeszcze bardziej. Po stosunku usiadłam sobie na krańcu łóżka i oblizywałam swoje wargi z resztek krwi, gdy nagle do pokoju wparował ten obrzydliwy alfons. Rozejrzał się po mieszkaniu, gdzie znalazł tylko mnie i martwe zwłoki za mną.
- Oh, umarło się biedaczkowi. Szkoda myślałam że powtórzymy zabawę. – Powiedziałam ironicznie. Odwróciłam swój wzrok z trupa na tamtego typka i nagle strzał. Moje ciało pada na martwe ciało mężczyzny. Alfons przeszukuje rzeczy klienta i po za bronią nic nie znalazł. Wkurzony kopie ze złości moje „zwłoki” i kieruje się do wyjścia.
- Eh, nikt ci nie mówił że leżącego się nie kopie. – Powiedziałam to wstając z łóżka. Czuje jak po mojej twarzy płynie mała stróżka krwi i jak dziura po kuli się zrasta. Przestraszony mężczyzna celuje znowu w moją stronę, ale chyba nie zdaje sobie sprawy z tego z kim zadarł. Zanim strzelił zdążyłam szybko wybić mu broń z ręki.
- Widzę że lubisz ostre zabawy. – Złapałam go za nadgarstki i wyszczerzyłam kły w jego kierunku dobierając się do jego szyi. Próbował ze mną walczyć, ale w porównaniu ze mną nie ma szans. Nie będąc dla niego pobłażliwa, wgryzłam się w jego szyję zadając mu taki ból że sam wydał z siebie nieludzi odgłos. Po kilku minutach pada martwy na podłogę. No cóż takie jest brutalne życie, ktoś musi umrzeć, by ktoś mógł żyć. Szkoda tylko, że to już nie czasy, kiedy szlachta bawiła się na dworze, a za nim w karczmach panowała rozpusta i jeśli, ktoś nie wrócił to nie płakali z tego powodu. Z ciekawości sprawdziłam co ciekawego przy sobie nosił. Zaglądam do jego przedniej kieszeni w kurtce, a tam dwa grube ruloniki dwustuzłotówek. Ładnie się kolego obrobiłeś na tej robocie. W kieszeni spodni znalazłam nowiutki telefon dla ludzi biznesu. No i nie zapomnę o tych dwóch pistoletach. Jeden wygląda jak ten, który sama kiedyś miałam. Ale ten drugi... Pierwszy raz widzę taki model, ale to chyba dla tego, że nowoczesność mnie jeszcze trochę przeraża. Ubrałam się i opuściłam to miejsce. Mam teraz tyle pieniędzy że mogę trochę zaszaleć, a podobno najlepsze imprezy są w centrum.
Nad rankiem budzę się znowu naga, jak zwykle, a obok mnie kolejne dwa martwe ciała jakiś kolesi. Ah cóż to była za noc. Wylądować w jakimś tanim motelu z dwoma nieznajomymi plus mały trójkącik z dużą ilością spożytego alkoholu. Mmm, raj na ziemi, że się tak wyrażę. No dobra trzeba się ogarnąć, przyjemność była teraz obowiązki! Trzeba tą łamagę uświadomić w paru rzeczach nim będzie za późno. Która to godzina? Gdzie jest zegarek? Spoglądam na mój nowiutki biznesowy telefon, wyświetla się godzina 9:45. Czyli że teraz jest w szkole, świetnie. To się tam popołudniu wybiorę. Wyglądam na szesnastkę po przejściach, z resztą jak większość dziewczyn w tej patologicznej szkole do której chodzi, więc nawet wpasuje się w klimat. Przydałoby się tylko ogarnąć jakieś inne ciuchy, te są zbyt wyzywające jak na uczennice gimnazjum. Zakupy mi trochę zajmą, wymyślenie jakiejś bajeczki zostawię sobie na poczekanie jak będą prosili o adres zamieszkania.
Po długich zakupach czas odwiedzić Ane w szkole. Ubrana w nowe mniej wyzywające, ale jednak pasujące w mój styl ciuchy, witam się u progu budynku z ochroniarzem. Przypakowany, udający tajniaka z FBI, że niby on tutaj nad wszystkim panuje, a na dziedzińcu pierwszaczki siedzą i jakby nigdy nic palą papierosy. Banda rozpieszczonych bachorów. Niech się cieszą, że mogą chodzić do szkoły. Kiedyś takie dzieciaki to od samego rana siedziały w polu pomagając rodzicom, żeby z głodu nie popaść. Wracam do rzeczywistości. Udaje się do gabinetu dyrektora przechodząc obok sali języka niemieckiego, gdzie właśnie Ana ma lekcje. Udając że się zgubiłam, otworzyłam drzwi stanęłam w przejściu i się rozejrzałam, gdzie ona jest. Siedziała jak zwykle w tym samym miejscu pod oknem.
- Czegoś potrzebujesz dziecko? – Spytała mnie nauczycielka. Była to kobieta przed czterdziestką, z krótko ściętymi włosami koloru farbowanego brązu. W oczach widać było jej zmęczenie, nic dziwnego to jej klasa wychowawcza, chyba najbardziej patologiczna z całych klas trzecich. Moim zdaniem to dobra kobieta, jednak jedyne co w niej mi się nie podoba to jej przesadna dobroć dla ludzi, nawet tej dzieciarni z wychowawczej klasy.
- Tak szukam gabinetu dyrektora w celu zapisania się do waszej szkoły. – Powiedziałam byle jak udając, że rozglądam się po korytarzu. W klasie było słychać szepty i śmiechy. Ale będzie mi miło jeśli trafię do tej klasy, już się nie mogę doczekać.
- Gabinet znajduję się tu na przeciwko naszej sali, słoneczko. – Odpowiedziała mi nauczycielka, wskazując palcem w moją stronę.
- Dziękuję i AUF WIEDERSEHEN. – Uśmiechnęłam się i rozejrzałam się jeszcze wzrokiem po sali, ona w ogóle na mnie nie patrzyła. Widać ma totalnie wszystkich i wszystko co tyczy szkoły gdzieś. Udałam się do gabinetu, gdzie przywitała mnie lekko grubawa sekretarka, pytając mnie co chce. Wytłumaczyłam całą sprawę i poczekałam chwilkę, gdyż u dyrektora siedziała w tym czasie jedna z uczennic „przyłapana” na paleniu w toalecie. Minęło kilka minut i nic, więc sekretarka udała się do gabinetu osobiście, by mu przekazać że „nowa owieczka chcę dołączyć do ich zagrody”. Dopiero wtedy uczennica, która tam siedziała wyszła.
- A dostane swoje szlugi z powrotem? Kosztowały jedenaście złotych, a pieniądze nie chodzą po ulicy, panie dyrektorze. – Dodała dziewczyna wychodząc. Jednak usłyszała, że o paleniu pogadają z jej rodzicami na zebraniu. Przypomniało mi się że po tych dwóch ostatnich kolesiach zostały mi dwie paczki, a że ja nie przepadam za tytoniem, więc mi nie będzie szkoda jednej z nich.
- Ej łap. – Krzyknęłam do niej. Złapała prawie nie naruszoną paczkę i ze zdziwieniem spojrzała na mnie. W myślach już jej się kreował napis "wafel", ale jeszcze dodałam schodząc z tonu miłej, w bardziej groźną. – Ty sobie nie wyobrażaj za dużo, dałam to dałam, a mogłam nie dawać, więc lepiej spierdalaj. I nie wyobrażaj sobie za wiele królewno, bo ja żaden caritas nie jestem. – I dziewczyna z przerażeniem uciekła. Tak trzeba postępować z ludźmi, szkoda że tamta ciapa nie umie tak, ale wyuczy się.
- Panienko Reno możesz już wejść. – Powiedziała sekretarka. – Dyrektor zaprasza.
Gabinet dyrektora to dziwne miejsce. Już na zewnątrz widać, gdzie się znajduje. W oknach kraty, kamera monitorująca dziedziniec też za kratką, by uczniowie nie rzucali w nią kamieniami, w sali na wielkiej szafie znajdują się wielkie monitory pokazującą całą szkołę od piwnicy do strychu i to wielkie stare biurko, które nie było wymieniane od wieków. Cała sala była ciemna, okna zasłonięte grubą czerwoną zasłoną, by uczniowie nie zaglądali przez i tak grube kraty. Wizerunek dyrektora też wspaniale pasował do tego pomieszczenia. Mężczyzna przy kości, lekko łysawy po bokach, z charakteru kolejny tajniak FBI, zapewne po szkole w weekendy wali wódę z tajniakiem z dziedzińca, nadając sobie różne pseudonimy. Ale dosyć żartów, konkrety.
- Więc co cię sprowadza właśnie do naszej szkoły? – Spytał uroczyście.
- Przeprowadziłam się niedawno w tę okolicę. Wcześniej mieszkałam w sierocińcu pod Wołominem, ale że zaczęłam wcześniej pracować powiedzieli, że nie chcą mnie już utrzymywać i jedynie co to opłacili mi małą kawalerkę tu w pobliżu. Proszę tutaj jest pismo razem z adresem. – Wyklepałam całą tą bajeczkę, by trochę go wzruszyć i podałam lewe papiery. Uwielbiam bazarki na Pradze, na nich można wszystko kupić.
- Rena Han, tak? Czy jesteś spokrewniona może z Aną Han? Macie takie samo rzadko spotykane nazwisko. – Jednak nie był taki głupi i znał każdego ucznia w tej szkole. Trzeba szybko coś wymyślić. Dziwne nazwisko, rzadko spotykane i nagle w jednej szkole pokazują się dwie dziewczyny o takim właśnie, zbieg okoliczności czy daleki krewny? A zresztą. – Prawdopodobnie zbieg okoliczności prze pana,chociaż nie wykluczam faktu że możemy być daleko spokrewnione, gdyż rodzina Han w Polsce trzymała się bardzo blisko siebie i nie dopuszczała byle kogo do mieszania się między rodzinami, więc kto wie. – Ładnie z tego wybrnęłam, brawa dla mnie.
- Skąd to wszystko wiesz? - Spytał zaciekawiony. Nie no, że też muszę tą bajeczkę ciągnąć dalej.
- Moi rodzice zginęli w wypadku kiedy miałam pięć lat, przedtem ojciec opowiadał mi o naszej rodzinie i bardzo mnie to fascynowało. Mimo młodego wieku nadal pamiętam słowo w słowo co do mnie mówił. - Próbowałam się wzruszyć, by w końcu dać mu do zrozumienia, że nie chce o tym rozmawiać.
- No dobrze, już spokojnie. – Spojrzał na ten papierek jeszcze raz, a potem na mnie. -  W takim razie witam w naszej szkole. Zaczynasz od jutra, zapisuję cie do ostatniej klasy trzeciej, z twoim temperamentem klasa G powinna ci odpowiadać. To ta klasa tuż naprzeciwko nas, a plan lekcji wisi na korytarzu. Nie powinnaś się zgubić. – Wyklepał tą oficjalną formułkę i razem ze mną przyszedł do sali, by mnie przedstawić klasie. Wszyscy się na mnie znowu patrzyli tym razem z większym zdziwieniem, znowu szeptali i chichotali. Dyrektor na to nie zwrócił uwagi i przerwał im tą konwersację.
- Cisza! Mimo że jest już bardzo późno, by kogokolwiek przyjmować, zwłaszcza że za trzy miesiące macie swoje egzaminy, przedstawiam wam waszą nową koleżankę Rene Han. –Wszyscy się spojrzeli na mnie po czym na Anę, która podniosła w końcu wzrok. Nasze spojrzenia się wymieniły, w końcu. Widać, że jest trochę wystraszona, gdyż moja skromna postać już tyle razy próbowała się jej objawić, że moje oczy powinny już być jej znajome.
- Witam wszystkich! – Powiedziałam do klasy ze sztucznym uśmiechem i pomachałam im.
Nagle zbawczy dzwonek wybił na koniec zajęć. A że to ostatnia lekcja to już każdy miał mnie w dupie i pobiegli w stronę szatni. Tylko Ana została na szarym końcu, ale też mnie minęła w przejściu. Co to to nie, tak łatwo olać się nie dam. Poczekałam trochę na dziedzińcu, spytałam czy ma ktoś ognia pożyczyć i wyciągnęłam drugą paczkę, jaka mi została. Cóż trzeba się poświęcić, dla dobra sprawy. Po chwili wyszła Ana i zaraz podszedł do niej jej chłoptaś. Głupek, który nie dość że rodzice go później puścili do szkoły, to jeszcze siedzi po raz drugi w klasie drugiej licealnej. Ma szczęście że go jeszcze nie wyrzucili. Zanim mnie minęli udałam się w tym samym kierunku. Trzeba nawiązać jakiś pierwszy kontakt, tylko co by tu wymyślić. Idą za mną i wdychają zapach mojego papierosa, więc o ogień ich nie spytam. Wyjęłam komórkę, by sprawdzić która jest godzina, ale zegarek jak pokazywał ranna godzinę, tak na niej stanął, świetnie jest wymówka by stanąć i zaczepić. Stanęłam po środku chodnika udając że klikam coś w telefonie. Mijają mnie, to dobrze.
- Ej nie wiecie jaka jest godzina? – Zaczepiłam mówiąc głośno. Stanęli i spojrzeli na siebie, po czym ten chłoptaś wyjmuje telefon, a ona tylko się na mnie patrzy.
- „Pamiętasz mnie? Musisz. Przypomnij sobie!” – Patrzyłam jej w oczy, zapominając kompletnie, że tamten coś do mnie mówi. – Eh możesz powtórzyć?
- Jest czternasta dwadzieścia pięć. – Powtórzył zirytowany chłopak.
- Dzięki. „Naprawdę niczego nie pamiętasz?” – Stanęłam patrząc się na nich jak odchodzą. 
Tak się zamyśliłam, że dopiero wróciłam na ziemię, kiedy podszedł do mnie jakiś typek chcąc ukraść mi telefon. Dla niego nieszczęściem był fakt, że mam szybki refleks i szybko wylądował w kupie brudnego śniegu.
- Nie zadzieraj ze mną, mam dziś ciężki dzień. – Spojrzałam na niego i odeszłam w swoją stronę.
Nastał nowy dzień. Mój pierwszy dzień w szkole od ponad sześciuset lat, tylko bez zakonnic i straszenia że pójdę do piekła. Pierwsza lekcja to język polski, ciekawa lekcja, kiedy słuchałam jak interpretuje nauczycielka Pana Tadeusza myślałam, że umrę ze śmiechu, ale powagę musiałam zachować. Potem nastąpiła przerwa po której miał być niemiecki. W klasie wokół mojej ławki zebrał się tłum ciekawskich kolegów i koleżanek, którzy chcieli ze mną spoufalać się. Nawet ten co chciał mi ukraść telefon się zrobił milszy. Trochę z nimi pogadałam, ale byli nudni, więc poszłam do łazienki. Zaraz później zaczepiłam Anę, by do niej zagadać.
- Hej jak się masz? – Przysiadłam na jej ławce. – Nie obrazisz się jak sobie przysiądę tutaj? Świetnie. Ty jesteś Ana? – Zaczepiłam pewnie wyrywając ją z jej świata.
- No tak, a ty coś za jedna. Od wczoraj mnie zaczepiasz, jakbyś chciała czegoś ode mnie. Znamy się w ogóle? – Spytała rozgniewana. Cała ona, jednak jej charakter pozostał. Wrogów napada tysiącami pytań bez możliwości odpowiedzi.
- Taa… najlepiej tak atakować nową koleżankę z klasy, która przebyła taką długą drogę z zadupia do stolicy w poszukiwaniu nowych znajomych. Ah czemu nie możesz być taka miła dla mnie, jak reszta kolegów i koleżanek z tej zacnej klasy. – Powiedziałam teatralnym tonem i gestem pokazałam w ich stronę. Ci tylko znowu chichotali i szeptali.
- W takim razie wybacz wspaniała aktorko, ale irytujesz mnie swą postacią, a o zachowaniu nie wspomnę. Jeśli tak bardzo pragniesz nowych znajomych masz tu rzesze ludzi. – Wstała i wyszła z sali. W tym czasie z nikim już nie rozmawiałam, siedziałam sobie w ławce i słuchałam jak nasza pani krzyczy na jednego z delikwentów. Potem zadzwonił dzwonek, Ana wróciła do klasy i lekcja się zaczęła. Była to nudna lekcja, nie lubiłam nigdy niemieckiego, ale znałam ten język bardzo dobrze. Szybko zleciała ta lekcja. Kolejna była to historia, no w końcu coś ciekawego. Przed klasą zaczepił mnie chłoptaś Any, który widać miał jakieś pretensje co do mojej osoby. Ciekawe co on tu w ogóle robi?
- Znamy się? – Spytałam na zaczepkę.
- Jestem Ren, chłopak Any. Skarżyła mi się że ją zaczepiasz. Mogę wiedzieć o co ci chodzi? – Spytał stanowczym tonem. Widziałam go tyle razy i ani razu nie wpoiłam sobie jak się nazywa. Ciekawe, jej naprawdę mnie brakuję, skoro nawet chłopaka wybrała sobie o podobnym imieniu do mojego.
- Nie wiem o co ci chodzi, chciałam się zgadać z całą klasą tylko, z nią też. Byłam miła to ona na mnie naskoczyła. – Westchnęłam dramatycznie. – No cóż nie każdy poddaje się mojemu urokowi osobistemu. – Wyszczerzyłam się i puściłam do niego oczko. Szybko zmieniłam temat. – Więc Ren, co za zbieg okoliczności, ja Rena ty Ren, śmieszne rzeczy się dzieją w tej szkole, nieprawdaż? – Zamrugałam w jego stronę uwodzicielsko.
- No tak zbieg okoliczności… Co nie zmienia faktu, żebyś przestała nękać Anę, bo jak nie będę bardziej niemiły. – Starał zebrać myśli, ale widać że moja gra aktorska bardzo mu się podobała.
- Yes sir! – Zasalutowałam mu, po czym znowu puściłam oczko i obydwoje się zaśmialiśmy. Nagle przybiegła Ana. Była tak zła, że aż dym leciał jej z uszu. No cóż można było to uznać za niewinny flirt i na jej miejscu też bym się wściekła. Złapała go za rękę i pociągnęła w swoją stronę.
- Tego już za wiele! Najpierw mnie zaczepiasz, potem w klasie mnie ośmieszasz przy wszystkich i teraz jeszcze flirtujesz z moim chłopakiem! Za kogo się uważasz? Myślisz że jak jesteś nowa to ci wszystko wolno? Gówno prawda! Odwal się od mojego życia ruda szmato! – Za tą odzywkę nawet Ren chciał ją skarcić, ale byłam szybsza. Złapałam ją za ramie i popchnęłam na ścianę. Spojrzałam w jej przestraszony i zarazem gniewny wzrok. Skierowałam swoje usta w stronę jej ucha i szepnęłam:
- Obiecałaś nie zapomnieć…  – Po czym zostawiłam ją i odeszłam. 
Miałam już serdecznie dosyć. Muszę iść po zajęciach na łowy. Nikt, nawet moja własna bliźniaczka, nie będzie mnie w ten sposób obrażać. Nie ważne że nie pamięta. Trudno jeśli tak ma wyglądać przyszłość tego świata , to ja się wypisuję już na wstępie.
- „Przepraszam Cię!” – Zabrzmiał mi znajomy głos w głowie. 
Stanęłam na środku korytarza, nie oglądając się za sobą i uśmiechnęłam się szczerząc kły. Chyba jednak jej uśpione prawdziwe "ja" się budzi i mam nadzieje, że niedługo sama się do mnie odezwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz